Rak – szansa na zmianę

Choroba w życiu człowieka stanowi kryzys. Choroba nowotworowa – poważny kryzys.
Rak kojarzy nam się z uciążliwym leczeniem, wypadaniem włosów, cierpieniem i śmiercią. Dlatego, kiedy słyszymy diagnozę: ma Pan/Pani raka, jesteśmy w szoku. W jednej chwili nasze życie wywraca się do góry nogami, umysł przywołuje wszystkie te bolesne skojarzenia, a przed oczami przesuwają się sceny czarnych scenariuszy. Najnowsze badania w psychoonkologii pokazują że poziom stresu u osoby, która otrzymała diagnozę onkologiczna można porównać z reakcją doświadczaną przez osoby będące ofiarami katastrof, napadów, gwałtów, określaną jako Syndrom Stresu Pourazowego (PTSD Posttraumatic Stress Disorder).
Władysław Kopaliński określa kryzys zgodnie z jego greckim pochodzeniem jako okres przełomu, przesilenie, decydujący zwrot (źródło: Wikipedia). Chiński ideogram tego słowa zawiera w sobie zarówno trudność, załamanie, jak i szansę. Od nas zależy, czy dostrzeżemy w sytuacji poważnego kryzysu zdrowotnego szansę i jak z niej skorzystamy.

Pierwszy etap: przekroczyć lęk
Kiedy jesteśmy przekonani, że rak oznacza cierpienie i śmierć, z chwilą poznania diagnozy umysł uruchamia procedurę obronną, polegającą na nadaniu sprawie najwyższego priorytetu i wchodzi w tryb działania, co w jego wypadku oznacza myślenie i wyobrażanie sobie. W pierwszym rzędzie „wyświetla” wszystko to, co może pójść nie tak, a następnie przywołuje wszelkie wspomnienia, które pasują do tego obrazu: znajomych ludzi, którzy cierpieli, krewnych, którzy odeszli, sceny z filmowych dramatów, nagłówki z gazet… Analizując te dane dochodzi do wniosku „ze mną też tak będzie”, „teraz już będzie coraz gorzej”. Wszystko to budzi lęk, a nawet przerażenie. W tej sytuacji cała uwaga i energia organizmu zostaje ukierunkowana na przetrwanie. Ucieczka albo walka to podstawowe elementy tej strategii. Z tej pozycji trudno w chorobie zobaczyć szansę, w najlepszym wypadku staje się ona wrogiem, przeciwko któremu mobilizujemy siły i walczymy.
Jednak jeśli pozostaniemy uważni i świadomi tego, że cała ta łańcuchowa reakcja zaczęła się od naszych skojarzen ze słowem „rak”, uruchamiając nawykowe wzorce w umyśle, a następnie w emocjach i w ciele – wówczas możemy wyjść poza to błędne koło i przekroczyć lęk. Jak mówi dr M. C. Maultsby, amerykański psychiatra, twórca Racjonalnej Terapii Zachowania „to nie fakty wywołują emocje, tylko to, co o nich myslimy” – nasze interpretacje, znaczenie, jakie im nadajemy. Kłopot w tym, że w kryzysie trudno nam zobaczyc, że mysli i obrazy, które podsuwa nam umysł, to tylko jedna z wielu możliwych interpretacji, z całego wachlarza możliwych scenariuszy. Przyjmujemy je za prawdę, wierzymy w nie i reagujemy na nie emocjonalnie, jak na rzeczywistość. Ciało, podążając za emocjami, uruchamia całą reakcję stresową, reaguje na „produkcję” umysłu, jak na rzeczywisty stres. Wówczas nasza energia jest zaangażowana w obronę przed zagrożeniem, które wykreował nasz umysł. Mark Twain napisał: „Przeżyłem w swoim życiu mnóstwo strasznych rzeczy. Na szczęście, większość z nich nigdy się nie wydarzyła”. Kiedy jesteśmy świadomi tego mentalnego wzorca, możemy go przekroczyć: zobaczyć nasze myśli i wyobrażenia jako to, czym naprawdę są – wytwory naszego umysłu. Możemy przestać traktować je jako prawdę o sobie samych i rzeczywistości, przestać się z nimi utożsamiać. Wtedy jesteśmy w stanie dostrzec inne możliwości, stworzyć alternatywne scenariusze, zauważyć i docenić swoje możliwości i zasoby, pomocne w wychodzeniu z kryzysu, sięgnąć po potrzebne wsparcie. Może nasz lęk zupełnie nie zniknie, ale przestanie nas paraliżować, stanie się czymś, co możemy przekroczyć. W tym miejscu kryzys przeradza się w wyzwanie, któremu jesteśmy w stanie sprostać.

Drugi etap – zamienić „dlaczego?” na „po co?”
Dr. Carl Simonton, onkolog i jeden z pionierów psychoonkologii mówił, że choroba to rodzaj sprzężenia zwrotnego, sygnał z ciała, mówiący o tym, ze w naszym życiu brakuje równowagi. Potrzebne są zmiany, by tę równowagę przywrócić. Droga do zdrowia dla każdego jest inna, bo każdy z nas jest inny, ale jej kierunek dla każdego wyznaczają ważne wartości. „Wszystko to, co w życiu kochamy, pomaga nam zdrowieć” – jak mawiał dr Simonton. Każdy, kto zachorował na raka konfrontuje się, chociażby mentalnie ze skończonością życia. Kiedy stajemy pod ścianą i choćby przez chwilę patrzymy śmierci w oczy, widzimy bardzo jasno i klarownie, co jest dla nas naprawdę ważne. To doświadczenie głęboko transformuje, porządkując hierarchię wartości. Właśnie to miał na myśli dr Simonton, gdy mówił, ze śmierć jest nauczycielką życia. Jeśli chcemy wyciągnąć lekcję z choroby, wystarczy to jedno spojrzenie w oczy, które budzi nas ze snu i otwiera świadomość, wydobywając na powierzchnię głębokie wartości. A kiedy już to się stanie, warto zwrócić się z powrotem ku życiu i zamieniając pytanie „Dlaczego mnie to spotkało?” na „Po co to się dzieje w moim życiu?” skorzystać z nowo odkrytej wiedzy o sobie samym.
Rak boleśnie wytrąca nas ze strefy komfortu. W tej strefie może być bezpiecznie i przytulnie, ale nie ma tu miejsca na rozwój, na to, zeby wzrastać. Najnowsze badania w psychoonkologii pokazują, że u części chorych, którzy potrafią dokonać tzw. pozytywnego przewartościowania, dochodzi do wzrostu potraumatycznego. Kiedy przestajemy skupiać się na walce o przetrwanie, wychodzimy z roli ofiary i zaczynamy przyjmować raka z akceptacją – jako trudne doświadczenie, ale mogące nas czegoś nauczyć, mające potencjał rozwoju – wtedy zaczynamy korzystać z szansy, którą niesie ze sobą kryzys. Zaczynając żyć w zgodzie z prawdziwym sobą, ze swoimi głębokimi wartościami, sięgamy do najgłębszych źródeł swojej siły i mocy. Płynąca z nich energia jest w stanie dać nam paliwo do zmian życiowych i uruchomić procesy zdrowienia w ciele.
Ta droga wymaga odwagi. By na nią wejść możemy potrzebować przewodnika, by wytrwać na niej – ludzi, którzy będą szli razem z nami.

Monika Anna Popowicz, 2013